Archiwum

Posts Tagged ‘szpital’

Rabka Zdrój – BADANIA

27 grudnia 2011 Dodaj komentarz

Ja muszę się z tym „przespać” ;-( .
Cały ten dzień solidnie mnie podłamał ;-(
Czasami brakuje mi sił żeby o tym wszystkim pisać, mówić i myśleć ;-(

Mała śpi niespokojnie, ma stan podgorączkowy, co chwila piskliwie pojękuje a ja nic więcej nie mogę zrobić poza tym że czuję się cholernie winny że moja córka cierpi a ja nie potrafię temu zaradzić ;-(

życie jest do dupy …

Rabka Zdrój – BADANIA

27 grudnia 2011 1 komentarz

. . . jesteśmy już w domu.

Usia śpi, jest niespokojna, pojękuje. Pojawił się stan podgorączkowy.

Wcale Mnie to nie dziwi, zważywszy na to, czego dzisiaj doświadczyła.

Jestem tuż obok Niej. Myśli kłębią się w Mojej głowie nie dając odpocząć.

Nie mam sił już o tym wszystkim myśleć.

Nie wiem jak sobie z tym radzić.

NIE MAM SIŁ NA NIC!!!

Jadąc tam wiedziałam, że coś będzie nie tak. U Nas zawsze jest nie tak, My zawsze dostajemy złe wiadomości 😦

Niech to diabli!!! Moje pesymistyczne przewidywania po raz kolejny się sprawdzają 😦

Ale – od początku.

Byliśmy dzisiaj z małą na badaniach w Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc w Rabce.

Wstaliśmy bardzo wcześnie bo na 8:00 musieliśmy być już na miejscu, a z Krakowa do Rabki, no . . . troszkę się jedzie.

Najpierw Izba Przyjęć. Po załatwieniu wszelkich formalności zostajemy skierowani do gabinetu dr.Pogorzelskiego.

Nie czekamy długo, mamy szczęście bo za Nami ustawia się spora kolejka oczekujących 🙂 Chociaż tyle 🙂

Z gabinetu, z naręczem skierowań, udajemy się na RTG klatki piersiowej.

Tam Usia daje popis walki obronnej za wszelką cenę starając się uniemożliwić założenie kamizelki ochronnej, ostatecznie wszystko robię na siłę 😦

Kiedy trzymam Jej rączki,wrzeszczy wniebogłosy więc napewno, tata cwaniak czekający na korytarzu, Ją słyszy!!! Zresztą, nie tylko On, bo zapewne cały oddział również.

To, co najgorsze, niestety przed Nami 😦

BRONCHOSKOPIA

Dla niewtajemniczonych – badanie to polega na oglądaniu kolejno wnętrza nosa, gardła, krtani, tchawicy i oskrzeli obu płuc za pomocą urządzenia zwanego bronchoskopem.

W przypadku Wiktorii zabieg przeprowadzany był pod znieczuleniem ogólnym, prościej – mała była usypiana.

Mogłam wejść na salę zabiegową, pozostałam tam do czasu utraty świadomości przez Uśkę.

I znowu wszystko na siłę 😦

Inhalacja leku przez maskę wymagała unieruchomienia Wiki, trzymałam Ją jak tylko mogłam, jak najdelikatniej mogłam 😦

Nie wiem ile to trwało . . . 30  40  60 sekund . . . wyszłam stamtąd ze łzami w oczach, słowa pielęgniarki ledwo do Mnie dotarły: POPROSIMY PAŃSTWA PO ZAKOŃCZENIU BADANIA. Nie miałam siły Jej odpowiedzieć, łzy cisnęły Mi się do oczu, nie mogłam oddychać 😦

Te 20 minut w poczekalni ………. trauma!!!!!!!!! Słyszeliśmy wszystko, pulsoksymetr, rozmowy lekarza z pielęgniarkami, okropny kaszel Wiki i to wstrętne odsysanie wydzieliny z dróg oskrzelowych.

Nagle słyszę pielęgniarkę: MAMA, PROSZĘ WEJŚĆ!!! Biegnę do małej, wybudza się momentalnie.

Ma poranione wargi 😦 Biorę Ją na ręce, przytulam . . . Hubert okrywą Ją kurtką, w końcu jest z Nami!!!

Na szczęście pełen zakres badań morfologicznych, wszelkie wymazy – to wszystko zostało pobrane w trakcie trwania znieczulenia.

Pierwsze słowa lekarza po wykonaniu bronchoskopii nie wróżą niczego dobrego 😦 Mamy się z Nim jeszcze spotkać za jakiś czas w gabinecie, na razie zostajemy w poczekalni i obserwujemy Usię, mała jeszcze raz zasypia, oddycha spokojnie, po przebudzeniu pije, przełyka bez trudu …………. idziemy więc na podsumowującą rozmowę do dr. Pogorzelskiego.

Myślę sobie: Jezu, jak bardzo chciałabym usłyszeć coś pocieszającego.

W zamian za to mam:

TO STAN NIEPRAWIDŁOWY

ZA DUŻO ZALEGAŃ JAK NA JEJ WIEK

STAN ZAPALNY W OSKRZELACH SPOWODOWANY NAJPRAWDOPODOBNIEJ ZAKAŻENIEM BAKTERYJNYM

Co za tym idzie:

ZWIĘKSZONA ILOŚĆ INHALACJI

ZWIĘKSZONA ILOŚĆ SESJI DRENAŻOWYCH

ZMIANA DAWKOWANIA WITAMIN

NOWY LEK KOSZTUJĄCY JEDYNIE 2800 ZŁ MIESIĘCZNIE (DZIĘKI BOGU DOSTĘPNY ,,JESZCZE,, ZA OPŁATĄ RYCZAŁTOWĄ – CIEKAWE JAK DŁUGO?)

Na wyniki badań mikrobiologicznych pobranych w trakcie trwania bronchoskopii czekamy do piątku, jeśli będzie to PSEUDOMONAS, o którym wcześniej pisałam to mamy hmmmmmmm spory problem bo z tego zakażenia niezwykle trudno się wyleczyć, a bakteria ta znacznie przyspiesza postęp choroby i niszczy układ oddechowy 😦

Czy choć raz, jeden jedyny cholerny raz nie może być dobrze?!!!! Nie może być tak, że wyjdę od lekarza i usłyszę, jest ok, nic nie zmieniamy, nic się nie dzieje???!!!

Nie wiem czy jestem na tyle silna aby znieść to wszystko, na tyle silna żeby patrzeć jak Moje dziecko musi przez to przechodzić!!!!!

Boże, pozwól Mi wziąść to na siebie . . .

Boli mnie …

4 października 2011 Dodaj komentarz

Teraz już wiem dlaczego szpital w Prokocimiu jest taki duży. Jest duży bo ilość ludzkiego bólu i cierpienia jakie musi w sobie pomieścić jest ogromna. Ten ból czuć gdy przemyka się po cichu krętymi korytarzami szpitala. Z każdej strony, w każdej chwili. Kierujemy się przed siebie z myślami zatopionymi gdzieś we własnych najgłębszych problemach i odbijamy się od ludzkich tragedii i nieszczęść jak od czegoś czego nie chcemy widzieć a jednak musimy. Czasami myślę że najprostszą kuracją jaką powinni przepisywać psychiatrzy swoim przytłoczonym życiem pacjentom powinna być parogodzinna wycieczka po najskrytszych zakamarkach tego szpitala. Nie ważne nawet o jakiej porze dnia, czy noc czy dzień to nie ma znaczenia bo ten szpital tętni życiem cały czas. Zawsze ktoś gdzieś biegnie, zawsze słychać dolatujący skądś strapiony głos a nierzadko też i płacz. A to wszystko wśród dzieci, wśród wielu roześmianych i nieświadomych swojego nieszczęścia dzieci. Ich niewiedza o tym jak bardzo zostali pokrzywdzeni przez ten cholerny świat łagodzi trochę poczucie smutku jaki wywołuje we mnie atmosfera tego szpitala.
—————————
Kiedy siedziałem przed salą zabiegową na ławce w Prokocimiu to usłyszałem za swoimi plecami rozmowę telefoniczną pewnej kobiety (chyba) ze swoim mężem. Mówiła tak: „Przykro mi bardzo ale musisz być w tym tygodniu w domu. Musisz wziąć wolne bo Przemek wychodzi już w środę. Tak w środę już wychodzi więc musisz być a we wtorek przyjedzie kurier z łodzi i musisz koniecznie odebrać paczkę. Będzie trochę tych pudeł bo przywiezie respirator, rurki do odsysania, leżak …”. Przestałem słuchać w tym momencie, nie mogłem więcej, nie potrafiłem, poczułem się nagle taki malutki w obliczu tego co usłyszałem i czego mogłem się dalej tylko domyślać …
—————————
Moja maleńka córeczka została w szpitalu. Jeżeli ktoś mi powie że wycięcie migdałków to krótki, bezbolesny zabieg po którym wychodzi się do domu w tym samym dniu to bez żadnych zahamowań postukam się ostentacyjnie palcem po głowie.
Ten smutny dzień zaczął się dla nas wcześnie rano. W szpitalu mieliśmy być na 8ą rano więc wstaliśmy wcześniej żeby wybrać siebie a potem Usię. Zdążyliśmy na umówioną godzinę bo zapobiegliwie wyjechaliśmy tak żeby mieć spory zapas czasu. Na szczęście po otwarciu wiaduktu na nowohuckiej ruch jest już na tyle płynny że można przejechać całą trasę bez stania w korkach. Na miejscu okazało się że Wika będzie musiała poczekać na sam koniec kolejki ze względu na to że o 6 rano zjadła pół butelki mleka ;-( Wcześniej powiedziano nam że od 6 rano ma nic nie jeść a ostatecznie wyszło na to że minimum 6 godzin przed zabiegiem nie można już nic jeść ;-( Trochę nas to zezłościło bo to już nie pierwszy raz kiedy raz słyszymy jedno a potem okazuje się zupełnie coś innego. A żeby nas jeszcze dobić to okazało się już na początku że nie mamy co nawet liczyć na wyjście w tym samym dniu do domu bo standardem jest to że leży się minimum 1 dzień. Zaraz jak tylko otrząsnęliśmy się z tych wiadomości to zaczęliśmy załatwiać wizyty u wszystkich kolejnych lekarzy do których nas odsyłano (2 razy laryngolog, anestezjolog, przyjęcie na oddział …). Jednym słowem było trochę gonitwy i nerwów. Ręce obładowane torbami,korytarze wypełnione kichającymi i kaszlącymi ludźmi których trzeba było jakoś wymijać, wszędzie kolejki, wszędzie ludzie biegnący przed siebie za swoimi sprawami, totalny chaos. Jak już wszystko skutecznie „wygoniliśmy” 😉 to okazało się że do zabiegu zostało już tak naprawdę niewiele czasu bo tylko 30 minut (zabieg miał być o 12ej). Zaczęły się prawdziwe nerwy i oczekiwanie ;-( . W końcu przyszła ta chwila, zjawiła się pielęgniarka i zabrała nas ze sobą na dół. Na oddział zabiegowy mogła już niestety wejść tylko jedna osoba więc ja zostałem na korytarzu ;-( Resztę znam już tylko z opowieści. Usia podobno bardzo się rozpłakała jak przyszli do niej lekarze w strojach gotowych do zabiegu. Podobno byli bardzo mili ale to nie pomagało. Skończyło się na tym że podali mojemu maleństwu środek na uspokojenie. Po nim Wika się uspokoiła i prawie zasnęła. W takim stanie zabrali ją na salę operacyjną. Czekaliśmy dosyć długo na jakąś informację bo aż do 13:20. Potem wyszedł lekarz i powiedział że usunęli 3 migdałek a oba boczne pomniejszyli. Operacja się udała bez żadnych jak to określił lekarz zabiegów ratujących życie. Niestety usłyszeliśmy też że na oddział intensywnej terapii nie wolno nawet wchodzić ;-( tzn można wejść ale nie wolno być z dzieckiem ;-( Weszła Kasia ale wyszła zaraz po 5 minutach cała zapłakana ;-( Opowiadała że stała za ścianą i słyszała jak Wiktoria bardzo płacze i woła: „Mamo, mamo!! gdzie jest moja mama!!! mama mnie zostawiła, nie ma mamy !!” ;-( Nie wiem jak ona to wytrzymała ;-( Przecież na samą myśl o tym boli serce ;-( Tak bardzo chciałem tam wejść za wszelką cenę i przytulić ją do siebie mocno ;-( Słyszeć płacz swojego dziecka i nie móc nic zrobić to coś okropnego ;-( Pielęgniarki powiedziały nam że nie wiadomo gdzie na noc zostanie Wiktoria. Było bardzo prawdopodobne że może zostać na intensywnej terapii ze względu na spore ryzyko w jej przypadku. Zaraz po zabiegu dostała inhalację z adrenaliny na rozszerzenie płuc bo podobno źle oddychała i nieciekawie to wyglądało. Miała zostać na obserwacji na minimum 3-4 godziny a po tym czasie lekarz miał podjąć decyzję co robimy dalej. Nie mogliśmy być razem z nią więc pojechaliśmy do domu żeby przepakować rzeczy, coś zjeść i trochę się przespać.
Jak wróciliśmy do szpitala to od razu pobiegliśmy na intensywną terapię. Tam na miejscu okazało się że Usia już dawno została przewieziona na swój normalny oddział!!! Nikt do nas nie zadzwonił!!! Nikt nas nie poinformował!! Przecież mogliśmy już być wcześniej i zaopiekować się naszym maleństwem ;-( Niepotrzebnie tyle czasu była sama bez nas nie rozumiejąc czemu ją zostawiliśmy i gdzie jesteśmy ;-( dlaczego najpierw się nam mówi że 3-4 godziny będziemy musieli czekać a potem przewozi się dziecko już po 2h bez naszej wiedzy ????? %$#%^$%^#$%^%^#%^#%*@#$%@%^$ !!!
Jak wbiegliśmy na salę i zobaczyłem Usię to myślałem że się tam rozpłaczę jak dziecko ;-( Była cała opuchnięta ;-( miała poranione usta i była cała zapłakana. Przytuliła się do nas tak mocno jakby bała się że znowu ją zostawimy ;-( Płakała że ją boli, mówiła strasznie zachrypniętym głosem, słychać było że jest bardzo zaśluzowana. Biedne dziecko nie potrafiło odkrztusić flegmy bo tak ją bolało ;-( Do samego wieczora płakała co 5-10 minut. Próbowała spać ale budziła się co chwilę za każdym razem jak krztusiła się flegmą ;-( Dostaje co parę godzin antybiotyk, leki przeciwbólowe i kroplówki. Nie wiem czy dobrze zrobiliśmy godząc się na ten zabieg ;-( teraz mam cholerne wątpliwości ;-( mała chrapie bardziej niż przed zabiegiem ;-( Kasia została na noc z małą a ja wróciłem do domu. Nie mogłem wyjść z tego szpitala ;-( tak bardzo chciałbym żeby to mnie bolało a nie ją ;-( Chciałbym żeby jutro było już o wiele lepiej ;-(
idę spać, już późno, to był ciężki dzień a jutro nie wiadomo co nas może jeszcze czekać …

Kategorie:Smutne chwile Tagi: , ,

Oczekiwanie

2 października 2011 Dodaj komentarz

Jak ten czas szybko przemija. Pamiętam jak jeszcze wydawałoby się niedawno pisałem że czeka nas za parę miesięcy zabieg usunięcia trzeciego migdałka. Parę miesięcy, parę miesięcy i nagle zostało parę godzin !!! Tak, tak, to już właśnie jutro. Mamy zjawić się w Prokocimiu równo o 8 rano. Zabieg pod pełną narkozą a wyjście ze szpitala do domu najprawdopodobniej tego samego dnia (i całe szczęście 🙂 przecież nie znosimy szpitali 🙂 ). Im bliżej zabiegu tym większe obawy i wątpliwości sieją zamęt w naszych głowach. Sami już nie wiemy czy robimy dobrze czy nie. Jeszcze 3 tygodnie temu pisałem że Usia ma znowu katar. Byłem niemal pewien że jej organizm sam tego nie zwalczy a jednak!!! Od 3-4 dni nosek jest czysty 😉 Wika po raz pierwszy odkąd pamiętam sama zwalczyła to wstrętne choróbsko. Nie wiem co będzie jutro, trochę się boję, zabieg jest teoretycznie prosty i mało ryzykowny ale jednak nic nie jest pewne na 100%. Co do moich wątpliwości to u mnie przeważa jednak zdanie że zabieg jest słuszny. Usia była przecież niedawno na przedzabiegowej kontroli u laryngologa w Prokociumiu i podczas badania nie było nawet mowy o tym że migdałek zmniejszył się sam na tyle że nie warto go usuwać. Lekarz nie zakwestionował sensowności zabiegu więc myślę że należy zaufać jego opinii.
Trzymajcie kciuki za jutro 😉 Przed nami dłuuuga i niespokojna noc 😉
—————————————
Niedawno mieliśmy sporą kumulację w totolotku. Myślę że rozpaliła ona wyobraźnię większości z nas 😉 Jedni myśleli o nowych mieszkaniach inni o samochodach a jeszcze inni o luksusie i pełnym przepychu życiu bez potrzeby pracy i ciągłego zastanawiania się co będzie jutro. Nie będę udawał, sam myślałem o różnych głupich rzeczach 😉 i nawet jeśli dobrze pamiętam to myślałem też właśnie o jakimś baaaaardzo drogim luksusowym samochodzie 😉 Zaraz po tym jak dowiedziałem się że jednak nie będzie mnie na razie na niego stać 😉 pomyślałem że może to i dobrze, bo po co mi samochód gdybym musiał jeździć nim sam, po co ??? Wolałbym oddać wszystkie te pieniądze tylko za to żeby móc pójść na spacer za rękę z moim małym podskakującym i ZDROWYM króliczkiem i móc odpowiadać średnio co minutę na jej kolejne fascynujące pytania z seri: „TATA A DLACZEGO …” 😉